Podczas konferencji prasowej po meczu, obaj Trenerzy podsumowali obraz gry.
Jarosław Kotas: „No cóż, znowu mecz jak w zeszłym tygodniu. Powinniśmy wygrać, minimum zremisować, a przegrywamy. Boli, bo sytuacja w tabeli robi się coraz bardziej niebezpieczna. Przed meczem chłopakom powiedziałem: nie mamy jeszcze noża na gardle, ale się zbliża. No i mamy za tydzień mecz z Rowem o być albo nie być. Bo sytuacja kadrowa trochę też nam się psuje. Nie mamy za dużo możliwości żeby się tutaj jakoś pozmieniać. Dziś kolejne żółte kartki, nie wiem czy uzbieramy jakąś dziewiątkę czy dziesiątkę na ten mecz, bardzo ważny dla nas. Przegrywając z Rowem u siebie to będzie dramat. Tu mogę tylko moją drużynę pochwalić za ambicję, wolę walki i zaangażowanie, ale to jest minimum w piłce nożnej. Naszej drużynie zabrakło po raz kolejny cwaniactwa, jakiegoś piłkarskiego sprytu, bo Przemek Kamiński bardzo fajny chłopak, jestem jego kibicem, ale zanim wpadł ten rzut karny, ma chłopak piłkę na lewej nodze to trzeba to wybić. Obrońca wybija piłkę w 88. minucie na trybuny. On to teraz wie, ale co my z tego mamy. Z Polonią Bytom też wyprowadzał, gdzieś tam źle podał i bramka. Te błędy, jest ich za dużo. To są młodzi chłopacy, ale my trenerzy za to odpowiadamy. Nikt się nie będzie pytał, a bo temu coś wyskoczyło, ten się poślizgnął, ten ma ból zęba. Kolejna porażka, ja jestem szalenie ambitnym człowiekiem. 20 lat temu, jak rozpoczynałem w Arce Gdynia umówiłem się z prezesem, że jak przegram dwa mecze to odchodzę. Dzisiaj jest mój kolejny mecz przegrany, więc będę rozmawiał z Zarządem żeby dali mi urlop, niech drużyna może z innym trenerem te ostatnie mecze wygra. Nie jest jeszcze tak tragicznie i jeżeli Zarząd się zgodzi, to mamy tam na wybrzeżu fajnych ciekawych trenerów. Może któryś tchnie na te ostatnie mecze energię żeby te dwa mecze chłopacy wygrali i myślę, że się utrzymamy. Ja uważam, że drużyna nie jest najgorsza i przy dobrym farcie i ustawieniu powinni sobie poradzić. Jestem bardzo rozgoryczony tą porażką, nie zaangażowaniem, tylko głupotą piłkarską. To już mnie męczy, nie mogę akceptować pewnych rzeczy. Śmieli się chłopacy przed dzisiejszą odprawą, że na trzy tablice dzisiaj pojechałem. No były trzy tablice, ale gardło zdarte. Ja nie mogę całe 90 minut jak jakiś idiota krzyczeć. Ja bym chciał usiąść na ławce ewentualnie jakieś tam korekty zrobić, ale się nie udało. Dlatego gratuluje drużynie Legionovii wygranej i cóż, my musimy znowu rany lizać. Piłka cały czas jest w grze i myślę, że Gryf Wejherowo raczej nie spadnie, ale nie wiem czy ze mną będziemy się dalej bronić. To już jest rola działaczy, porozmawiam z nimi, fajni chłopacy, tak samo zaangażowania jak ja, może i bardziej. Więc mówię, na razie jestem rozgoryczony do bólu. Dziękuję.”
Mirosław Jabłoński: „Ja myślę Trenerze, że się nie ma tak, co szybko poddawać. Sytuacja nie jest taka zła. Tak trener dużo zrobił, że ten zespół wyprowadził na taką pozycję. Kapitan schodzi z okrętu ostatni i tego się trzymajmy i nie dawajmy się. Co do meczu to przede wszystkim dla nas był to również bardzo ważny mecz. Po trzech kolejnych porażkach w spotkaniach, których nie powinniśmy przegrać, dzisiaj nam życie oddało te punkty, które straciliśmy w końcówkach poprzednich meczów wyjazdowych. Praktycznie mecze wygrane a niestety schodziliśmy z placu pokonani. Dzisiaj troszkę nam to życie oddało, ale musieliśmy się do tego przyczynić. Graliśmy dzisiaj bardzo ofensywnie, stąd narażaliśmy się na ewentualne kontry, a zespół Gryfa to nie jest ten sam zespół, który grał na jesieni, tylko zespół dobrze zorganizowany, dobrze grający w defensywie i bardzo trudno było tą defensywę sforsować. Dużo akcji naszych oskrzydlających, naliczyłem kilkanaście, ale żadna z nich nie zakończyła się bramką. Dopiero strzał z dystansu Bajata dał nam tą chwile oddechu i kopa żeby jeszcze pocisnąć, żeby ten mecz jednak wygrać i te trzy punkty bardzo ważne dla nas zdobyć.”